Kamieniec – jąkanie, bloki mowy

Mistrz slalomów – Głos Kamieński (Październik 2006)

 
 

tomekromantowskiO swojej walce z jąkaniem opowiada tegoroczny maturzysta Liceum Ogólnokształcącego im. Mieszka I w Świnoujściu Tomasz Romantowski z Lubina.

– Mówisz o sobie żartobliwie -mistrz slalomów. 0 co chodzi z tymi slalomami?

– To zastępowanie stów trudnych do wypowiedzenia dla osoby jąkającej się na inne, łatwiejsze, ale o tym samym znaczeniu. Takie omijanie „narciarskim slalomem” tych trudnych stów. Podam przykład. Jeszcze do niedawna nigdy nie pytałem „która jest godzina?”, bo wiedziałem, że zatnę się przy słowie „która”. Zamiast tego mówiłem „jaka jest godzina?” Następny przykład. Mam przyjaciela, który ma na imię Adrian. Wypowiedzenie tego imienia, to był dla mnie horror. Zawsze, gdy do niego dzwoniłem, to nie pytałem „czy zastałem Adriana?”, tylko „czy jest mój przyjaciel?”. To są właśnie te slalomy.

Nie zawsze to się udaje. W moim przypadku najgorzej było na zakupach. Często wychodziłem ze sklepu z czymś, czego wcale nie chciałem kupić. Po prostu przy ladzie okazywało się, że wypowiedzenie nazwy towaru, który chciałem, było dla mnie zbyt trudne. Wtedy prosiłem szybko o coś innego. Nieważne co. Ważne, żebym potrafił to powiedzieć bez jąkania. Albo udawałem, że zapomniałem nazwv i mówiłem do sprzedawcy „poproszę… ojej, jak to się nazywa…”. Często robiłem tak w sklepiku kościelnym, gdy chciałem kupić gazetę „Gość niedzielny”. Stawałem przy okienku i udawałem, że wypadła mi z głowy nazwa gazety. W końcu pokazywałem palcem „o to chcę”.

Przez kilkanaście lat robiłem wszystko, aby ukryć swoje jąkanie. Byłem w tym tak dobry, że nawet ksiądz z kościoła, w którym co niedzielę czytałem pismo święte, nie zorientował się.

– I nigdy nie miałeś dość tego ukrywania? Przez tyle lat?

– Pewnie, że miałem. To co widać na zewnątrz, to tylko 30 procent problemu jąkających się. Reszta jest w środku, w człowieku. Długo da się to maskować, ale to wykańcza. Jąkanie zaczyna się w ustach, z czasem przechodzi jednak na całe ciało i przejmuje nad nim kontrolę.

Stosowanie slalomów sprawiało, że w jednej chwili miałem w głowie prawdziwą burzę mózgu. W przypadku niektórych słów, miałem stałe ich zamienniki. Ale kiedy pojawiało się jakaś nowa sytuacja nowe słowo, które nagle musiałem szybko zastąpić innym, to przeżywałem koszmar. Długo jednak myślałem, że tak po prostu musi być i już.

– A w szkole?

– Jąkanie jest straszne w każdym wieku. Ono kieruje całym człowiekiem. Ma charakter falowy. Raz jest gorzej, raz trochę lepiej. U mnie po raz pierwszy pojawiło się, gdy miałem 4 lata. Potem był okres, gdy jąkałem się znacznie mniej. Nasiliło się, gdy poszedłem do szkoły podstawowej. Wtedy zacząłem stosować slalomy. Potem przez jakiś czas było lepiej i tak jakoś szło… Ze zdwojoną siłą jąkanie powróciło w liceum. Sądzę, że wpływ na to miały emocje i stres związany z nowym środowiskiem. Na pierwszych lekcjach drżałem, żeby tylko nauczyciele nie wzięli mnie do odpowiedzi. Nie dlatego, że nie umiałem, tylko bałem się reakcji innych uczniów, gdy usłyszą jak się jąkam. Długo jednak nie udało mi się utrzymać tej mojej tajemnicy. W końcu wszyscy – nauczyciele i uczniowie – zorientowali się. Na szczęście nikt się ze

mnie nie śmiał. Byty za to zabawne sytuacje. Na przykład podczas pracy w grupach. Wszyscy wiedzieli, że chętnie pomogę w przygotowaniu na przykład jakiegoś referatu, ale nie ma szans, abym go później publicznie przedstawił (śmiech).

Najgorzej było, gdy na przykład na wycieczce, poznawałem nowe osoby. Zawsze przedstawiałem się jako ostatni. W ten sposób miałem trochę czasu na opanowanie emocji i wypowiedzenie w miarę płynnie zdania czy dwóch. Albo gdy ktoś wiedząc o moim jąkaniu, mówił do mnie „nie denerwuj się, spokojnie”. Takie słowa przynosiły odwrotny skutek. Jeszcze bardziej się stresowałem.

– Co sprawiło, że nagle postanowiłeś walczyć z jąkaniem?

– Punktem zwrotnym była msza w kościele.

– Jak to msza?

– Jak już wspomniałem byłem lektorem. Czytałem pismo święte podczas mszy świętej. Przez długi czas udawało mi się. Ale zawsze wcześniei odpowiednio przygotowywałem się. Przynajmniej kilka razy czytałem tekst, który miałem później czytać podczas mszy. Doszedłem do takiej perfekcji, że nawet ksiądz nie zorientował się w moim jąkaniu. Aż pewnego dnia nie udało się. W trakcie czytania pisma nagle zaciąłem się tak, że przez długi czas nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Czytanie musiał za mnie dokończyć proboszcz. Wtedy coś we mnie pękło. Powiedziałem sobie dość, muszę z tym coś zrobić.

-I co zrobiłeś?

– Najpierw trafiłem do poradni w Świnoujściu. Prowadziła mnie pani doktor Kamińska. Przez dwa lata byłem pod jej opieką. Szczerze mówiąc wielkich efektów nie było. Dalej się jąkałem. To było bardziej wsparcie psychiczne. Duże wsparcie. Potrzebowałem tego, ale nie o to mi wtedy głównie chodziło…

Pani Kamińska chyba to czuła. Dała mi numer telefonu do ośrodka leczenia jąkania z Mikołowie na , Śląsku. Umówiłem się i pojechałem na konsultacje, czy mój przypadek da się wyleczyć. Każde jąkanie można leczyć, ale nie każde daje się zupełnie wyleczyć. Na szczęście w Mikołowie uznano, że kwalifikuje się do leczenia W tej chwili jestem na drugim etapie. Przede mną jeszcze kilka miesięcy walki. Cała terapia trwa rok.

– Jak wygląda taka terapia?

– Zacznę od tego. co mnie najbardziej zaskoczyło (pozytywnie) w tym ośrodku. To fakt, że pracujący tam terapeuci są osobami, które właśnie wyszły z jąkania. Ich przykład dał mi wiarę, że i ja mogę się tego pozbyć. A jak wygląda terapia? Przez pierwsze dziesięć dni wszyscy milczymy. Jak mówi prowadząca ośrodek profesor Lilia Arutyumian, chodzi o to, że umysł musi odpocząć od zepsutej mowy. W tym czasie mamy tylko ćwiczenia głosowe.

– To jak się porozumiewaliście?

– Pisaliśmy w zeszycie to, co chcieliśmy powiedzieć. Potem od nowa zaczynaliśmy się uczyć mówić. Praktycznie od poziomu dziecka, które zaczyna wypowiadać pierwsze słowa. Drugi etap, to mówienie bardzo, bardzo wolno. Wraz ze zmianą na wyższy etap mowa staje się coraz bardziej płynna.

-I to wystarczy?

– Nie. Nie tylko to. Musimy przełamywać bariery. W tym celu wychodzimy do ludzi. Ja na przykład byłem na rozmowie z burmistrzem Międzyzdrojów Leszkiem Doroszem. Teraz rozmawiam z panią. W ogóle dużo spotykam się z ludźmi.

– Rzeczywiście mówisz bardzo wolno. Nie obawiasz się, że ktoś może potraktować cię niezbyt poważnie?

– To już nie mój problem, tylko jego.

– A tobie samemu nie przeszkadza, że tak wolno mówisz?

– Absolutnie. Wolna mowa uspokaja.

– W październiku rozpoczniesz naukę w seminarium duchownym w Szczecinie. Nie obawiasz się trochę jak sobie poradzisz? Jak połączysz terapię i naukę?

– Zobaczymy, jak to będzie. Na razie się nie boję. Liczę na zrozumienie. Mam nadzieję, że prowadzący będą dawać mi więcej czasu na wypowiedź podczas egzaminów (śmiech).

Rozmawiała HANKA LACHOWSKA Fot. SŁAWEK RYFCZYŃSKI