chwila dla ciebie Janek

Teraz jest gadułą! To nie żart – Chwila dla Ciebie

 
 

 

chwila janekZwierzenia kobiet: Przez lata trudno było mi zrozumieć męża.
 
Teraz jest gadułą! To nie żart
 
„Wrócił do domu odmieniony. Stal się odprężony, pogodny, pewny siebie. Aż trudno mi było uwierzyć, że to on” – wspomina Marzena Pietrzykowska (41 l.) z Bałdrzychowa w woj. Łódzkim.
 
Gdy mąż zadzwonił i po raz pierwszy usłyszałam, że płynnie mówi przez telefon, byłam w szoku. Janek, od kiedy pamiętam, bardzo się jąkał.
Znaliśmy się ze szkoły. Chodziliśmy do różnych klas. Był o 3 lata ode mnie starszy. Poznaliśmy się na zabawie. Podpity kolega chciał zaprosić mnie do tańca. Janek ubiegł go i szybko porwał mnie na parkiet. Byłam mu za to niezmiernie wdzięczna. I tak zaczęło się nasze „chodzenie”. Janek jąkał się, ale dla mnie nie miało to znaczenia.
Gdy mi się oświadczył, bez wahania powiedziałam „Tak”. Miałam wtedy dopiero 18 lat.
-Zgłupiałaś? Jąkałę będziesz sobie brała za męża?! – dziwiły się koleżanki.
Nie powiem, kłuły mnie w serce te złośliwe słowa.
-Co kogo obchodzi, że on się jąka?
Dla mnie liczyło się, że Janek jest czuły, opiekuńczy…
Po ślubie zamieszkaliśmy u teściów. Pracowałam w zakładach odzieżowych, szyłam płaszcze. Wkrótce Janek poszedł do wojska. Byłam młoda mężatką, która nagle musi zostać bez męża. Mocno to przeżyłam. Tęskniłam, czas dłużył się niemiłosiernie. Liczyłam dni, kiedy Janek wróci… W końcu odbył służbę wojskową i skończyła się rozłąka.
Dwa lata po ślubie urodziła nam się Monika (21 lat). Kiedy ją odchowałam, nie wróciłam już do pracy.
-Zakładamy własny biznes – postanowiliśmy z mężem.
Wytwarzaliśmy rajstopy i skarpety, prowadziliśmy skład węgla, woziliśmy mąkę do piekarni… Teraz wyszukujemy i sprzedajemy stare meble.
18 lat temu urodziłam syna – Rafała, a trzy lata później Sylwię. Dom i wychowywanie dzieci były na mojej głowie. To, że ich tata mówi jak mówi, wszystkie nasze dzieci traktowały jako cos całkiem normalnego.
-Nie wolno śmiać się z innych, bo nie wiadomo, co was może w życiu spotkać – tak je uczyłam.
Niestety, czym mąż miał więcej kontaktu z obcymi ludźmi i czym więcej spraw do załatwienia, tym bardziej się zamykał.
Na każdym kroku wyręczał się mną! Z latami stało się to dla mnie niezmiernie męczące.
-Ty idź, ty to zrób – prosił mnie, kiedy nie miał śmiałości iść sam do szkoły na wywiadówkę, po zakupy…
Denerwowało mnie, że kazał mi dzwonić we wszystkich sprawach zawodowych.
-Przecież ja nie wiem, o co chodzi – irytowałam się.
Kiedy ktoś do niego dzwonił, od razu oddawał mi słuchawkę.
Dlatego dochodziło między nami do wielu sprzeczek.
-Czemu tak mało czasu spędzasz z dziećmi?! Tak mało z nimi rozmawiasz! – wykrzykiwałam.
Nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego tak się dzieje. A on po prostu miał zahamowania.
Wstydził się. Nie chciał, by dzieci słyszały jak się jąka. A kiedy był zdenerwowany, jednego słowa nie potrafił z siebie wydusić.
Musiałam stale wyczuwać, co go gryzie. Uważać, by go nie urazić. Ciągle musiałam być czujna, ostrożna. Bardzo mnie to męczyło. 
-Już przestaję dawać sobie radę. Wszystko jest na mojej głowie. – zadręczałam się.
Z natury zawsze byłam nieśmiała, a musiałam pilnować wszystkich spraw. Stałam się bardzo nerwowa. Do tego wszystkiego doszły problemy z najmłodsza córką. 
-Pani córka się jąka. Trzeba iść do logopedy. – powiedziała mi nauczycielka, kiedy Sylwia chodziła do drugiej klasy podstawówki.
Byłam wstrząśnięta.
-W ogóle nie zauważyłam, że Sylwia ma problem. Jak to możliwe? – wyrzucałam sobie.
Córka niewiele się odzywała, była drażliwa, mówiła podniesionym głosem.
-Krzyczałam, bo łatwiej mi było mówić, bez zacinania się – tłumaczyła mi niedawno.
Tak sobie radziła w domu. Ale w szkole…
-Potwornie bałam się pani nauczycielki – przyznała.
Wezwana na lekcjach do odpowiedzi przezywała katusze. Najczęściej milczała, choć była przygotowana. Po rozmowie w szkole, od razu zgłosiliśmy się do logopedy. Zajęcia prowadzone przez lata pomogły, ale nie zlikwidowały jąkania
-Co jeszcze można zrobić? – zastanawialiśmy się wciąż, myśląc o mężu i córce.
Rok temu usłyszeliśmy z mężem, że w Mikołowie na Śląsku jest bardzo skuteczne Centrum Terapii Jąkania.
-Jadę tam! – zapalił się Jan.
-Czy to coś da?! – nie wierzyłam w cudowne terapie.
Ale mąż uparł się i pojechał. Po tygodniu zadzwonił.
-Dzień dobry, czy mnie poznajesz ? – usłyszałam męski głos – Tu Janek.
Mówił wolno, wyraźnie. Nie jąkał się. Nie mogłam uwierzyć, że to on!
Wrócił do domu po 8 dniach. Nie tylko jego mowa była odmieniona. Mąż stał się odprężony, zadowolony, pełen wiary w siebie.
-Ja też chce jechać na tę terapię. – stwierdziła Sylwia.
Nie miałam żadnych wątpliwości, by się tam z nią wybrać.
I już miesiąc później do Mikołowa pojechaliśmy we trójkę: Janek, by kontynuować to, co zaczął, no i ja z Sylwia.
Podczas spotkania z terapeuta, córka opowiadała:
-Bardzo się wstydziłam. Lepiej było milczeć. Wolałam, żeby mówili o mnie „głąb” niż „jąkała”.- Słowa płynęły z niej, jakby przerwała się jakąś tama. Nagle zaczęła płakać. 
Patrzyłam na łzy mojego dziecka i nie mogłam sobie darować: ”Sylwia tak długo była nieszczęśliwa”.
Miałam tyle obowiązków na głowie.. – próbowałam się pocieszać.- ale teraz musze to nadrobić, zmienić, ratować swoje dziecko.
Słuchałam Sylwii, zdumiona i zawstydzona, że nie potrafiłam do niej dotrzeć i normalnie z nią rozmawiać.
-Będę jeździć z tobą na terapię – obiecałam.
Wspólnie uczyłyśmy się koncentracji, przełamywania nieśmiałości, wzajemnego wspierania się.
Janek był w jednej grupie, a my w drugiej. Przez 7 miesięcy co dwa tygodnie jeździliśmy do Mikołowa.
-Zmieniłaś się! – powiedział mi niedawno Janek.
I ma rację. Oni oboje przestali się jąkać, a ja czuję taki prawdziwy, wewnętrzny spokój. Przybyło mi tez pewności siebie.
-Mamo, już nie złościsz się z byle powodu i często się uśmiechasz – mówią dzieci.
Sylwia tez przestała krzyczeć, jest pogodna, lepiej się uczy. A Janek?
Od kiedy przezwyciężył jąkanie, stal się gadułą. Ma świetny kontakt z dziećmi. A rozmawianie przez telefon to jego ulubione zajęcie. Odmieniło się życie mojej rodziny!